
Restaurator – rodzic “na pół gwizdka”?
Całkiem niedawno moja koleżanka – trenerka fitness – napisała na Facebooku, że jej trzecie dziecko obchodzi właśnie 5-te urodziny. Zdziwiłam się mocno, bo do niedawna byłam pewna, że ma tylko dwójkę. Gdy doczytałam, co chciała przekazać, okazało się ma na myśli swojej miejsce pracy, czyli klub fitness – miejsce spotkań z podopiecznymi oraz innymi instruktorami, które traktuje nie tylko jako miejsce pracy, ale również jako miejsce swojego rozwoju i możliwości dzielenia się wiedzą z innymi. Dlaczego o tym wspominam, skoro to blog o poprawnym prowadzeniu restauracji?
Właśnie dlatego, że jej postawa doskonale odpowiada czemuś, czego oczekuje się od właściciela restauracji, a co wielokrotnie mija się z rzeczywistością – mam tu na myśli traktowanie swojego biznesu, czyli restauracji, jak kolejne dziecko w rodzinie. Skąd takie porównanie? Otóż prowadzenie lokalu gastronomicznego, który przynosi zyski wymaga wysiłku na pełen etat – zaangażowania od pierwszego momentu, gdy rodzi się myśl na otworzenie restauracji, poprzez przygotowanie biznesplanu, dobór współpracowników, dobranie lokalizacji i wybór miejsca, jego wykończenie, stworzenie menu, aż po codzienne dbanie o każdy element tworzący to, co goście będą wspominać i doceniać – jakość, smak i wrażenia, które dostarcza wizyta w lokalu.
Jeśli jako restaurator chcesz sprawdzić, czy faktycznie tak podchodzisz do tematu, zastanów się, co stanowi główny temat Twoich myśli w ciągu dnia i gdzie spędzasz najwięcej czasu. Gdy na te dwa pytania nie odpowiadasz, myśląc o restauracji, możesz być pewien, że Twoje “dziecko” wychowywane jest przez kogoś innego, często pozbawionego wiedzy i profesjonalizmu. Pada więc pytanie – czy jesteś pewien, że w ten sposób chcesz go zostawić w jego rękach? Oby nie! Trzymam kciuki, bo restauracja to nie tylko biznes, który się prowadzi, ale coś, czym faktycznie się żyje.